Chociaż chyba nie o to - do końca chodzi z tym Mincem. Raczej o to, że dopiero w PRLu karp dzięki tym zabiegam stał się "potrawą tradycyjną". Oczywiście, że karp znajdował się na stołach od dawna. Chodzi o to, że nie był nigdy wcześniej popkulturowym "must be". Dania rybne jak napisaliście - były obowiązkowe. Moja babka [1913] też się dziwiła temu boomowi na karpia i pieprzeniu, że to tradycja. Sama karpia nie lubiła - mimo, że rybami zawalała pół stołu.
Po prostu - od pewnego momentu karp stał się niejako "obowiązkowy". I to własnie w czasie gospodarki niedoboru. Bo zwyczajnie - był.
Generalnie wigilia to dania postne - więc logiczne, że ryby gościły na stołach od zawsze. Mnie zaciekawiła ryba po grecku - myślałem, że to wynalazek w miarę nowy, a tu proszę:
"Zupa grzybowa czysta z naleśnikami pokrojonymi jak makaron
Ryba po grecku na zimno
Grzyby z zupy smażone
Ryba faszerowana – pieczona
Ziemniaki z wody
Sos chrzanowy
Kompot z owoców suszonych i surowych"
Jadłospis wigilijny - Pani Domu - 1938.
W sumie, jeżeli miałbym strzelać - obstawiam, że za najbardziej "tradycyjne" powinniśmy uznawać właśnie grzybową zupę, barszcze i kiszonki. Tego tałtajstwa było na polskich stołach pełno od średniowiecza, więc pewnie i na wigilii zawsze były.