Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Najsłynniejsze gitary najsłynniejszych gitarzystów

77 424  
244   106  
Większość gitar zbudowana jest z bardzo podobnych elementów i różni się detalami. Co więc sprawia, że niektóre uchodzą za wyjątkowe? Zazwyczaj połączenie instrumentu i jego właściciela. Oto sześć takich niezwykłych kombinacji.

Brian May, Red Special

Brian May to gitarzysta, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Każdy zna dokonania zespołu Queen. Ale nie wszyscy wiedzą, jak wielka w nich zasługa pewnego doktora astronomii i jego... samodzielnie zbudowanej gitary. Tak – największe przeboje w historii rocka powstały na "samoróbce". Poznajcie... Red Special , zwaną także (nie bez powodu) Fireplace. Kosztowała 8 funtów oraz 18 miesięcy pracy Briana i jego ojca, inżyniera z podobnym co młody muzyk zacięciem. Zapłacili za przetworniki (samoróbki stworzone przez Briana generowały zbyt wiele szumów i dźwięk o zbyt niskiej jakości) oraz progi. Nie płacili natomiast za resztki dębowego stołu, które posłużyły do wykonania korpusu. Ani za drewnianą podporę od mahoniowego pieca, znalezionego notabene na ulicy, z której panowie zrobili gryf. Nie zapłacili też za guziki mamy Briana, które sprawdziły się w roli znaczników. Brian opracował nawet autorski ruchomy most, niwelujący wady ówczesnych dostępnych w sprzedaży rozwiązań (szybkie rozstrajanie).

Red Special to gitara inna niż wszystkie – także pod względem rozwiązań konstrukcyjnych. Dość szeroki korpus, przetworniki połączone szeregowo zamiast równolegle, innej długości menzura. Dlaczego w ogóle May zdecydował się na samodzielną budowę? Z powodu prozaicznego – dobrej jakości gitary elektryczne były wówczas bardzo drogie. Zresztą nadal są...

Przyszła gwiazda Queen udowodniła, że można zbudować gitarę za 8 funtów, bijącą przy tym na głowę wiele firmowych produktów marki Gibson czy Fender.
Ale nie tylko gitara, wzmacniacze czy efekty miały wpływ na brzmienie, które doskonale znamy. Podczas wielu nagrań i występów Brian May w ogóle nie używał kostki, twierdząc, że wszystkie dostępne są zbyt miękkie. Zamiast tego grał palcami lub... monetą sześciopensową, a kiedy sześciopensówki wycofano z obiegu, brytyjska mennica wybiła serię kolejnych właśnie dla tego gitarzysty.

https://www.youtube.com/watch?v=CnSfTEdAL-w

B.B. King, Lucille


Król Bluesa zmarł 14 maja 2015 roku w wieku 89 lat, pozostawiając po sobie miliony zrozpaczonych fanów. Jeden z najwybitniejszych przedstawicieli bluesa był jednocześnie doskonałym gitarzystą – z gitarą, która stanowiła jeden z jego znaków rozpoznawczych. To Lucille.

Inaczej niż w przypadku jedynej w swoim rodzaju Red Special Briana Maya, Lucille było kilka, kilkanaście, jeśli nawet nie kilkadziesiąt – tak bowiem B.B. King od pewnego czasu nazywał wszystkie swoje gitary. I nie bez powodu – imię Lucille miało stanowić dla Kinga ostrzeżenie, by nie robić głupot. Na przykład... nie wskakiwać do płonącego budynku, bo zapomniało się gitary.

Zimą 1949 roku B.B. King grał w Twist w stanie Arkansas, w sali ogrzewanej beczkami z płonącą naftą – dość powszechnym rozwiązaniu w tamtych okolicznościach. Wszystko szło dobrze dopóty, dopóki dwaj mężczyźni z widowni nie zaczęli zbyt żywiołowo ze sobą dyskutować. W ruch poszły pięści, bójka rozgorzała na dobre. Szybko jednak stało się to, co musiało – ktoś potrącił beczkę, nafta wylała się na podłogę i już po chwili hala koncertowa stanęła w płomieniach. Publiczność i muzyków ewakuowano. Tu historia mogłaby się zakończyć, gdyby nie... B.B. King, który przypomniał sobie, że zostawił wewnątrz wartego 30 dolarów Gibsona. Niewiele (jeśli w ogóle) myśląc, ruszył między płomienie i uratował gitarę, cudem unikając obrażeń.

Dzień później, kiedy ogniska dogasł już blask, okazało się, że powodem kłótni dwóch mężczyzn była – nie inaczej – kobieta. I to od jej imienia, Lucille, Król Bluesa nazwał swoją pierwszą i kolejne gitary.

W większości przypadków Lucille to wykończone w kolorze czarnym gitary Gibson ES-355 z klonowym gryfem, pozbawione otworów w kształcie litery "f" w korpusie.

https://www.youtube.com/watch?v=XrjRr8_2c_Q

Eddie Van Halen, Frankenstrat


Chcesz Gibsona czy Fendera, no zdecyduj się wreszcie... Coś podobnego usłyszał zapewne kiedyś Eddie Van Halen. I jak przystało na rockmana z krwi i kości, mając do wyboru A lub B, Eddie zdecydował się na C. Tak powstał Frankenstrat, czyli połączenie brzmienia gitar Gibson z budową Fendera. Coś dla miłośników jednej czy drugiej marki niewyobrażalnego.

Budowę Frankenstrata Van Halen rozpoczął od nabycia jesionowego (jeden z najtwardszych i najbardziej wytrzymałych materiałów) korpusu w kształcie znanym ze Stratocasterów – z "górnym ramieniem" wysuniętym nieco dalej niż dolne. Mimo że tak wytrzymały, korpus ten i tak był przeceniony ze względu na powstałe wady fabryczne. Korpus kosztował 50 dolarów, z kolei gryf z nabitymi progami 80. Przetworniki Eddie Van Halen "pożyczył" z Gibsona ES-335 (co znamienne, gitary z tej samej serii co Lucille B.B. Kinga). Do zestawu dołączył system tremolo z Fendera, zastąpiony jakiś czas później przez most Floyd Rose.

Jednak nie tylko mieszanka "podzespołów" wyróżnia Frankenstrata. Cechą charakterystyczną jest też jego wygląd. Na początku właściciel pomalował gitarę na czarno. Okleił wybrane miejsca taśmą i pomalował raz jeszcze – tym razem na biało. Z czasem pojawił się także czerwony lakier, a z tyłu korpusu samochodowe odblaski.

Charakterystyczny wygląd gitary i sława zespołu Van Halen sprawiły, że wielu naśladowców postanowiło spieniężyć pomysły Eddiego. Co, rzecz jasna, nie podobało się samemu gitarzyście. By utrudnić produkcję podróbek (tudzież replik), dołożył jeszcze jeden przetwornik. Brązowo-czerwony "single coil" nie był jednak nawet podłączony. Pełnił funkcję dekoracyjną, tak samo zresztą jak kolejny przełącznik dołożony przy tej okazji.

https://www.youtube.com/watch?v=LpTJ6xxQUaw

Steve Vai, EVO


Steve Vai to gitarzysta, którego styl, aparycja czy osobowość nie każdemu muszą odpowiadać. Rzecz gustu. Nikt jednak nie powinien kwestionować jego ogromnych umiejętności. Doprawdy nie bez powodu to Steve'a zalicza się do grona największych wirtuozów gitary – trudno zresztą, by było inaczej, skoro gry uczył go nie kto inny niż Joe Satriani.

Vai znany jest ze współpracy z japońską firmą Ibanez – nic więc dziwnego, że to instrument tej marki stał się jego flagowym. To EVO, czyli specjalna wersja Ibaneza JEM.

Gitara została zaprojektowana w 1987 roku. Biała, 24-progowa, z charakterystycznym uchwytem "monkey grip" służyła Steve'owi przez wiele lat, z czasem ustępując pola innym, nieco mniej wysłużonym egzemplarzom (np. FLO). Nazwa EVO pochodzi zaś od przetworników DiMarzio Evolution, odpowiedzialnych za ostre, ale jasne brzmienie w utworach Vaia. Sama gitara ma już trzeci gryf – pierwszy, oryginalny, dokonał żywota złamany podczas tournee po Australii, drugi nieco później w podobnych okolicznościach.

Po latach Ibanez EVO nabył nie tylko nowe gryfy. Naprawiono nadwerężony trudami koncertowego życia korpus, sprężyny tremolo obłożono papierem, by zredukować brzęczenie. Na gitarze podpisał się też sam Les Paul... i to dwa razy. Pierwszy raz w 1995 roku, ale napis wyblakł. Potem znowu w 1998, a sygnaturę osłonięto plastikiem, jednak nie na wiele się to zdało.

Gitara EVO przeszła z Vaiem wiele, dlatego obecnie Steve coraz częściej sięga po egzemplarz FLO – niemal identyczny, ale wzbogacony o tzw. sustainer. To właśnie FLO i inne gitary stanowią dzisiaj podstawę instrumentarium wirtuoza, ale EVO tak czy inaczej wydaje się niezastąpione.

https://www.youtube.com/watch?v=j_7iRZzlSzI

Neil Young, Old Black


(Neil już nie tak bardzo Young)


Neil Young nigdy nie stronił od różnych rodzajów gitar, jednak kiedy sięgał po gitarę elektryczną, zazwyczaj był to Old Black – Gibson Les Paul Goldtop pomalowany na czarno.

Gitara powstała w 1952 albo 1953 roku, ale w ręce Younga trafiła dopiero w 1969 roku na zasadzie wymiany. Old Black podarował Youngowi Jim Messina, członek rockowego zespołu Buffalo Springfield, biorąc w zamian jedno z "wioseł" Gretsch.

"Za panowania" Younga gitara przeszła cały szereg modyfikacji. Oryginalny humbucker został zastąpiony single-coilem firmy Gretsch, by zaraz potem ustąpić kolejnemu przetwornikowi Gibsona. Drugi z przetworników pozostał oryginalny, jednak założono na nim aluminiową obudowę. Neil Young zdecydował się później na stały most Tune-o-matic (nieznany jeszcze za czasów produkcji gitary) oraz charakterystyczne tremolo Bigsby.

W kolejnych latach Young postanowił wymienić i drugi z przetworników, a także całą resztę osprzętu, zastępując plastikowe elementy metalowymi wszędzie gdzie było to możliwe. Old Black wystąpiła na większości "elektrycznych" nagrań Neila Younga, czasem tylko wspomagana gitarami Gretsch bądź nowszymi "Goldtopami".

https://www.youtube.com/watch?v=TadiMA4g9_I

Eric Clapton, Blackie


Można chyba powiedzieć, że świat gitarzystów dzieli się pomiędzy wielbicieli gitar Gibson i Fender – obu grup gotowych za wszelką cenę bronić swojego ideału. Tym większym szokiem dla niektórych musiał być fakt, że Eric Clapton zaczynał od Gibsona, a potem zmienił "wyznanie". Przerzucił się na Fendery, a wśród nich na ten ulubiony Stratocaster – czarno-biały Blackie. Stało się tak za sprawą Jimiego Hendrixa i Steve'a Winwooda, którzy byli dla Claptona inspiracją.

Pierwszym Stratocasterem Claptona był jednak Brownie – gitara kupiona w 1970 roku i wykorzystana m.in. na płycie Layla and Other Assorted Love Songs. W tym samym roku w Nashville Clapton kupił kolejne Stratocastery. Skromne sześć sztuk - ot tak, na wszelki wypadek. Trzy z nich podarował przyjaciołom. Po jednym otrzymali George Harrison, Pete Townshend i Steve Winwood. Z pozostałych trzech Eric Clapton zebrał najlepsze elementy i zbudował jedną gitarę – Blackie. Blackie zadebiutowała na scenie w styczniu 1973 roku i z powodzeniem służyła aż do 1988 roku (z przerwami na naprawę gryfu).

To właśnie ten Stratocaster przyczynił się do zarejestrowania takich hitów jak "Cocaine", "I shot the sheriff" czy "Wonderful tonight". W 2004 roku jednak gitara trafiła pod młotek – zlicytowano ją na rzecz fundacji założonej przez Claptona, pomagającej uzależnionym od alkoholu i narkotyków. Niebotyczną cenę 959,5 tysiąca dolarów zapłaciło Guitar Center, największa amerykańska sieć sklepów muzycznych.

https://www.youtube.com/watch?v=gCNARZ38mgo


Źródła:
1, 2, 3
5

Oglądany: 77424x | Komentarzy: 106 | Okejek: 244 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało